21 Cze Za 10 lat znowu przyjdzie lato.
ADziesięć lat temu też było lato. Mieszkałam wtedy w domu rodzinnym, przy małej uliczce dużego miasta w Polsce wschodniej, z której każdy uciekał na studia do stolicy, jeśli myśli uciekały mu bardziej na zachód. To był czas, kiedy nie miałam pojęcia, że miejsce, w którym żyję ma swój mikroklimat i nosiłam szorty za tyłek. Mikroklimat: tu doceniało się bardziej niż wszędzie, że w końcu przyszedł czerwiec, bo zimy były najzimniejsze i najbielsze w całym kraju. Szorty: kilka rozmiarów mniejsze niż dzisiaj.
Dziesięć lat temu też było lato. Kiedy przychodził maj rozmawiało się trochę o maturach, a niedługo później pojawiały się pierwsze truskawki. Najlepsze ze śmietaną albo kokardkami z makaronu i miętą. Miałam wtedy psa, z którym uwielbialiśmy się wzajemnie i wzajemnie wyprowadzaliśmy się na spacery po lesie. I taką byłam spacerującą dziewczyną, honorowym dawcą krwi dla przydrożnych komarów, osiedlowych wampirów odpornych na Off’a.
A zapach Off’a lubię do dzisiaj. Przypomina mi takie wieczory, kiedy do łóżka szło się spać z włosami pachnącymi ogniskiem. Nie byłam wtedy jeszcze wytrawnym samozwańczym somelierem, ale degustowało się pierwsze mililitry trunków utlenianych smakiem wiśni i siarką. To był dziwny czas zamalowywania piegów na nosie podkładem z drogerii przed wizytą w pobliskim sklepie spożywczym. Tymczasem dzisiaj rano dress code: dres. I pogniecione poduszką włosy, w drodze po odtłuszczone mleko, którego nagle zabrakło do kawy.
Kupiłam też pierwsze czereśnie, porzeczki i agrest.
I przypomniałam sobie, że dziś też jest lato. Nie mam już przy sobie lasu i spacerowy kumpel ma zupełnie inne oczy i zupełnie inne cztery łapy i dopiero od półtorej roku jest z nami. Nie złościłabym się wtedy na niego wcale, gdyby cały czas tak turlał się w liściach i martwych żabach, kiedy za dziesięć lat znów zacznie się czerwiec.
Bo za dziesięć lat lato przyjdzie znowu. Będę miała te same leśne convers’y i zmarszczki nie tylko od śmiechu. Kupię pierwsze truskawki i może pojawią się w naszym domu nowe ręce, które pomogą mi zrobić ciasto na pierogi z owocami. I nowa para nóg, żeby razem spacerować po lesie. Mąka, woda, las, On, cztery łapy, nowe ręce i czas.
– Poproszę karton odtłuszczonego mleka, tego z niebieską etykietą i kilogram czereśni. I po małym pudełeczku agrestu i porzeczek. I wie Pani, co? Proszę dać jeszcze tego Off’a.