13 Lut Walentynkosceptycy, płonące zdjęcia niedoszłych kochanków, walentynkowy fetysz zachodnich sąsiadów, czekolada i miłość
O
O wielu ważnych świętach możesz w życiu zapomnieć. Możesz zapomnieć o rocznicy ślubu (choć legendy miejskie głoszą, że nieliczni wyszli z tego cało), imieninach teściowej albo dniu kota, ale świat nie pozwoli Ci raczej nie pamiętać o Walentynkach. Szanse, że Twój wzrok nie potknie się nagle o reklamę czegokolwiek, co projektant opakowań albo grafik na etacie przepuścił przez toner w opcji kolorystycznej krwista czerwień, są znikome. Nieważne też jak bardzo byś kogoś na co dzień kochał, tylko tego dnia kolor róż w kwiaciarniach bardziej jest różany i przestają istnieć na świecie majtki bezszwowe bawełniane.
Jest kilka rzeczy pewnych, które zdarzają się zawsze 14 lutego. Rozkwitają w bukietach kwiaty i rozkwita rynek bieliźniany, a półnagie Panie nadrukowane na broszurkach i plakatach noszą koszule nocne z koronki albo z innej firany. Pewny jest brak wolnych stolików w restauracjach, biletów do kina i przyśpieszone tętno zapracowanych kas sklepowych, wymieniających banknoty z podobiznami królów na papierowe paragony. Ale nic nie jest tak pewne jak konflikt. Ironizowane przeciąganie liny między zwolennikami Dnia Zakochanych, a odważnie deklarującymi: nie lubię Walentynek.
gdzieś między jednorożcami i tęczą a protestami singli
Jeśli mam w jakimś temacie skrajne poglądy, to najbardziej chyba w tym, że nie rozumiem skrajności. Świat naprawdę nie jest czarno-biały, lecz w odcieniach szarości. No chyba, że czasami bywa zupełnie kolorowy. Jak w przypływach chwil tak pięknych jak te, gdy w organizmie pojawia się lekka nadpodaż czekolady, wina albo witaminy D. Albo gdy w zeszłorocznym płaszczu znajduje się nagle zapomniane pięćdziesiąt polskich złotych. Dlatego chciałabym opowiedzieć Wam, że kiedy jedni z nas rezerwują stolik w ulubionej restauracji, a inni starają się wydostać spod grubej warstwy walentynkowego lukru, to tymczasem na świecie…
tymczasem we Włoszech
W pięknym kraju mozarellą i winem płynącym, gdzie winogrona upijają się wszechobecnym słońcem panuje pewien walentynkowy przesąd. Pierwszy mężczyzna, którego spotka 14 lutego włoska singielka zwiastuje typ tego, jakiego kawalera weźmie ona w przyszłości za męża. Cóż, znając urodę Włochów mogę się założyć, że w dziewięćdziesięciu procentach przypadków los wskazuje niewysokiego bruneta.
a tymczasem we Francji
We Francji Walentynki toczą się rytmem klasycznym, komercyjno-romantycznym. I chociaż tego dnia czas upływa zwyczajnie, a pełne elegancji i szyku Francuzki jak co dzień przemierzają ulice w kremowych prochowcach w jednej ręce trzymając najnowsze wydanie Vogue, a w drugiej bagietkę z pobliskiej piekarni. Samotne z nich mają swój walentynkowy mroczny sekret: podpalają wieczorami zdjęcia tych, których serc nie skradł cały ten ich szyk.
a tymczasem w Korei Południowej
Tymczasem w Korei południowej Święto Zakochanych obchodzone jest właściwie trzy razy w roku i upływa pod znakiem czekolady i makaronu. 14tego lutego koreańskie kobiety przejmują prezentową inicjatywę i obdarowują swoich mężczyzn jedynym słusznym tam prezentem: czekoladą. Od razu wyobrażam sobie odniesienie tego zwyczaju do scenerii zatłoczonego sushi baru, pełnego skośnookich mężczyzn siedzących przed talerzami z całymi stosami czekoladowych kostek – uszczuplanymi miarowo przy użyciu drewnianych pałeczek.
14ty lutego w Korei jest tylko przystawką przed 14tym marca, kiedy równo miesiąc później odbywa się kolejne święto: White Day, nazywane męskim rewanżem. Wtedy to kobiety mogą liczyć na niezliczone ilości słodkości. I w końcu już za kolejny miesiąc, 14 kwietnia Koreę opanowuje święto singla: dzień, w którym osoby nie będące w związkach udają się z przyjaciółmi lub jednoosobowo do restauracji na kultowy czarny makaron (wcześniej czekolada, teraz makaron, bardzo to szanuję) w ramach celebrowania dnia bez drugiej połówki.
a tymczasem w Danii
Duńscy chłopcy listy piszą. Wysyłają kartki z rymowankami i czułymi słówkami, nadawcę podpisując jedynie szyfrem: maleńkimi kropkami, których liczba odpowiada tej, z której składają się ich imiona i nazwiska.
a tymczasem w Niemczech
Myślałam, że nic nie zaskoczy mnie tak bardzo jak Walia, w której zakochani ofiarowują sobie w prezencie… drewniane łyżki, zanim nie dowiedziałam się, że jednym z głównych motywów walentynkowych kartek w Niemczech jest świnia. Okazuje się, że nasi dość poważni zwykle sąsiedzi mają spore poczucie humoru i widzą w niej symbol pożądania. Niesamowite, jest nam do ich tak blisko, a zarazem tak daleko… że też nam Polakom pozostaje widzieć w świni jedynie symbol schabowego.
a tymczasem w Polsce
Tu nic nie jest tak pewne, jak konflikt. Między wyznawcami walentynkowego protestantyzmu, a tymi, którzy wybierają się na romantyczne kolacje trwają ciągłe dywagacje.
Kalendarz podpowiada mi, że już 16tego lutego wypada Międzynarodowy dzień listonoszy i doręczycieli przesyłek. Czy powinnam wstrzymać się z wysłaniem zeznania podatkowego jeszcze dwa dni by celebrować przyklejanie znaczka w rogu koperty? A może stwierdzić, że nie lubię listonoszy (niczym inni Walentynek), deklarować otwarcie bycie „listonoszo-sceptykiem” i opowiedzieć całemu miastu, że na pewno nie wyślę listu w dniu ich święta, niech sobie listonosz jeden popamięta?
A przecież każdy dzień jest tak samo dobry, aby wysłać list i każdy dzień jest dobry, aby powiedzieć kocham.
Każdy dzień jest też super, aby głaskać koty. Ale wstrzymam się, bo dzień kota jest dopiero siedemnastego.
Pictures: 1. Photo by Jacalyn Beales on Unsplash 2. Photo by me, Poems.pl 3. Photo by me, Poems.pl 4. Photo by Anete Lūsiņa on Unsplash