14 Sie Slowlife. Czy jeszcze nam wolno żyć inaczej, niż wolno.
N
Nastała moda na slow. Programy śniadaniowe, gazety, blogi i portale opowiadają nam o nim tak głośno, że już właściwie nie wolno żyć inaczej, niż wolno. Tymczasem osolona woda w garnku nie zaczęła wrzeć wolniej, a piekarnik w każdej Slow Kitchen cały czas potrzebuje tyle samo czasu, aby z brownie wypłynęła płynna czekolada, a nie płynna spalenizna.
Slow Food, Slow Fashion, Slow Life, Slow wszystko
Idea życia w rytmie slow jest piękna. Możesz wstać rano, a wizja spóźnienia do pracy nie pogania Cię wcale. Spokojnym krokiem udać się do kuchni i rozsmarować na pełnoziarnistym pieczywie zielone guacamole, a później cieszyć się nim w niezawrotnym tempie włoskiej sjesty. Czas płynie wolno, jak Twoja ulubiona muzyka w głośnikach, kiedy tak wgryzasz się w ten poranny Slow Food.
Idea życia w wydaniu Slow nie polega jednak na nadaniu mu prędkości odwrotnie proporcjonalnej do zawrotnej. To docenianie momentów. Unikanie nieuzasadnionego pośpiechu, chcenie mniej. To praca, która jest pasją, czas na bliskich ludzi i na bliskie książki. Na dobre jedzenie. Na wieczorne spotkania z winem, bez wina, rozmowami do rana. To szafa pełna basic’ów w jednolitych kolorach. Podróże bez biletu i planu, kupowanie warzyw i owoców na pobliskim targu.
Czego nie powie Ci Pani w telewizji śniadaniowej
Jest jednak coś, o czym zwykle nie mówi Pani w telewizji śniadaniowej, kiedy wspomina o życiu w rytmie slow i zakłada nogę na nogę. Zanim w skrojonej na wymiar garsonce opowie o prognozie pogody nad polskim morzem i ktoś znowu dowie się, że akurat zapowiadają deszcze. Zanim telewizyjny gość ugotuje na żywo coś z okazji promocji własnej książki i to wcale nie kucharskiej. Zanim usłyszysz od jednego z rozmówców o tym, jak porzucił korporację.
Ta Pani nie powie Ci, że wstała dziś o czwartej nad ranem. I, że na backstage’u cieszenia się życiem w rytmie slow są momenty, kiedy przez chwilę warto żyć trochę szybciej.
Backstage życia slow
Życie w rytmie slow jest piękne, ale czasami jego prędkość może rozmijać się z prędkością konieczną do realizacji marzeń. Tak często w kontekście chęci zmiany życia na slow słyszymy o tym, jak cudownie byłoby pożegnać pracę na etacie, biuro zmieścić w laptopie albo otworzyć boskie jedzeniowe miejsce na mapie miasta i serwować ludziom slowfood, kawy z pianką i ciasta.
Żyć kreatywnie, robić biżuterię hand made lub markę modową bez metki made in china, pisać bloga skądkolwiek na świecie albo powieści dla dzieci.
A wszystko to przedstawiane jest nam przez media, jako slow. Tymczasem każda podjęta inicjatywa stworzenia czegokolwiek, wymaga okresu wzmożonej pracy, który sam w sobie slow nie jest, chociaż oczywiście może nam kiedyś na to slow pozwolić.
*
Znamy ludzi prowadzących zdalnie własne biznesy, słońcem tropikalnej wyspy opalających nogi, które więcej nie postaną na wykładzinie żadnej korporacji. Znamy projektantów mody, blogerów, właścicieli restauracji. Wydaje nam się, że wiarygodnie wyobrażamy sobie ich rzeczywistość. Jednak nie mamy pojęcia ile pracy i niepewności stało za tym, że dziś sami wyznaczają prędkość swojej codzienności. Bo żeby cieszyć się z wolności życia wolniej, warto momentami żyć szybciej. I wstać o czwartej nad ranem.