O tym, jak Netflix reanimuje naszą dietę z vege pasztetem w tle

O tym, jak Netflix reanimuje naszą dietę z vege pasztetem w tle

22 października 2019

O tym, jak Netflix reanimuje naszą dietę z vege pasztetem w tle

J

Jestem jedną z tych dziewczyn, która kocha jeść równie bardzo, co mieścić się w ulubione jeansy. Jedzenie pysznie, to moja ulubiona dyscyplina sportowa i nie oceniam surowo tych, którzy do kina chodzą głównie dla pachnącego mięciuteńkim masłem popcornu. Zajęło mi kilka lat eksperymentów z dietami pudełkowymi, internetowymi i książkowymi by gubiąc a następnie szybko nadrabiając stracone kilogramy zdać sobie sprawę, że zamiast tracić je realnie, ja w efekcie tracę  tylko zmysły.

Niełatwo pogodzić jedzenie zdrowo z jedzeniem pysznie, kiedy tkwi się w nieformalnym związku z czekoladą i masłem orzechowym. A w ogóle najgorzej, jeśli aż wstyd się przyznać do ulubionego kochanka i to tak tłuściutkiego, jak błękitne Lay’sy z cudownie szeleszczącej paczki. Meetingi najchętniej pod kocem, przy filmie i po dwudziestej pierwszej.

Wyganianie niezdrowego diabła

Cały czas na nowo uczę się bawić w zastępowanie składników tak, by nadrabiać sobie trochę kulinarne grzechy. Jeśli mam ochotę na czekoladę, zjem kawałek. Jeśli jednak kusi mnie cała tabliczka, zastąpię ją daktylem, który tak mnie zasłodzi, że momentalnie zapomnę o wszystkim co zawiera cukier. Śmietana znikła z mojej lodówki i ustąpiła miejsca jogurtowi naturalnemu. Olej lniany z kokosowym pewnie by nie uwierzyli, że tak naprawdę skrycie uwielbiam i tęsknię za masłem, którego nigdy nie ma w naszej kuchni.

Pół roku temu dostałam w prezencie specjalną maszynę do smażenia powietrzem, która zupełnie bez żadnego zbędnego tłuszczu cudownie przygotowuje posiłki. Robię w niej takie domowe chipsy z ziemniaków i batatów, że nawet te cholerne Lay’sy zawstydzone czekają samotnie w pobliskim spożywczym, aż kolejny raz po nie nie przyjdę.

Upadek mięsożercy

Nawet po przejściu na zdrowszą stronę mocy nie odmawiałam sobie mięsa. Wiadomo, białeczko. Bez białeczka forma się nie zrobi. Bez ćwiczeń też nie, głupia ignorantko- podpowiada mi dzisiaj mój zażenowany mózg. W każdym razie to był piękny czas, kiedy dałabym się posiekać na drobno za porcję tatara, a nawet wysmażyć w stopniu medium well za stejka.

Tymczasem coraz częściej zaczęły pojawiać się przypadki zachorowań nowotworowych w moim otoczeniu, a ja postanowiłam zacząć słyszeć wszystko to, co mówi się o szkodliwości jedzenia mięsa. Z dnia na dzień przestawiliśmy się na kasze i kaszotta, burgery z buraczków, vege zapiekanki i owoce, będące wisienką na tym bezmięsnym torcie. Moja kulinarna wyobraźnia wskoczyła na wyższe tory i sama siebie zaczęłam zaskakiwać przepisami, które tak po prostu wyskakiwały z mojej głowy, niczym  Małgorzata Rozenek z lodówek połowy Polaków. Posiłkowałam się też Jadłonomią niesamowitej Marty Dymek. To z jej książki „Jadłonomia” pochodzi przepis na kosmicznie dobry wege pasztet z soczewicy i kaszy jaglanej ze zdjęć. U mnie w letnim, leśno-owocowym wydaniu.

Po ośmiu miesiącach niejedzenia mięsa nasze wyniki badań były bardzo dobre. Później jednak zaczął się bardziej intensywny moment w pracy, wymuszający szybkie lunch’yki między spotkaniami. Przyszło lato, a powietrze zaczęło pachnieć świeżo skoszoną trawą i grillem. Kiełbaska, wiadomo. Nigdy nie smakuje tak dobrze, jak ta skwiercząca z ogniska. W efekcie obraliśmy łatwą strategię jedzenia tego, co popadnie. Szybkie obiady na mieście i powolne tonięcie w lawinie słodyczy i mięsa. Nastał smutny moment wymiany jeansów na większe. I to samopoczucie, jakieś takie… cięższe.

Nowy dokument Netflixa reanimuje naszą dietę

Był poniedziałek tydzień temu, kiedy usłyszałam gdzieś w internetowym świecie, że jest nowy dokument Netflix’a dotyczący odżywiania, o tytule What the health. Po tej informacji wieczór zaplanował nam się sam. On, ja, pies Lucjan i reportaż, który miał sprowadzić nas ponownie na lepszą drogę. Chociaż film wydał nam się odrobinę tendencyjny dość jednostronnie krytykując nabiał i mięso, spełnił swoją rolę i dosadnie przypomniał dlaczego w naszej lodówce nie ma miejsca na nastrzykanego hormonami kurczaka.

A więc od nowa podejmujemy wyzwanie zrezygnowania z mięsożernego lifestyle’u. Maksymalnie raz w tygodniu planujemy decydować się na ryby, wybierając te z najpewniejszych źródeł. Do minimum postaramy się ograniczyć sery i sushi, moje największe miłości. Najwyżej w przypływie ochoty na futomaki  zawinę się w koc i sama będę udawała ulubioną rolkę.

Kanapowe burito tęsknoty za ulubionym żarciem.

Tagi:
O mnie
Hello beautiful

Poems, to felietony uczuciowo-satyryczne do czytania przy herbacie i winie. Czułe historie, ładne rzeczy, wolne żarty. Boho klimat, podróże i fotografia. #Goodvibesonly dla inteligentnie wrażliwych.

A ja jestem Ola. Rozkochana w fotografii, podróżach, emocjach i słowach. I tym, jak miękkie w dotyku są psie uszy. Herbatę piję w nieprzyzwoitych ilościach. Prawniczą togę zamieniłam na wygodne trampki, a grube kodeksy na ciężką lustrzankę, którą zabrałam ze sobą w podróż dookoła świata. Chodź czytać, bo wystygnie herbata!

Chcesz nauczyć się tworzyć inspirujący content na Instagramie?
Pobierz darmowy rozdział videobooka SoulStories!

Kliknij, by pobrać darmowy rozdział SoulStories, który pomoże Ci nagrywać jakościowe video telefonem, tworzyć magiczne InstaStories i zdradzi sekrety storytellingu! Poznaj wyjątkowy format multimedialnej książki!

pobierz mini videbook

say hello on

@poems.wonderland
Zapisz się na Uczuciowo-Satyryczny Newsletter!

Chcesz dostawać ode mnie listy? Zapisz się do poemsowego newslettera!

[contact-form-7 id="20" title="Newsletter" html_class="cf7_custom_style_2"]