Los Angeles: miasto upadłych aniołów

Los Angeles: miasto upadłych aniołów

22 października 2019

Los Angeles: miasto upadłych aniołów

C

Z telewizji, gazet i pudelkowych gwiazdozbiorów artykułów w internecie kojarzysz na pewno dziesiątki botoksowych piękności, amatorek i amatorów skalpela. Pań i Panów celebrytów, którzy najpierw zadzierają nosa, a później wymieniają go na nowy u chirurga plastyka. Ludzi, którzy poza baseballem i hokejem tak bardzo uwielbiają koszykówkę, że mężczyźni kupują bilety na Lakersów, a kobiety nowe biusty w rozmiarach piłek do kosza. We fleszach Hollywoodu błyszczą diamentowe naszyjniki i rzędy białych zębów z porcelany.

Los Angeles jest dla mnie jak taka silikonowa dziewczyna, której nie poznasz na zdjęciach z podstawówki: ma dwie twarze. I o ile u amerykańskiej piękności jest to twarz przedoperacyjna dawna oraz pooperacyjna nowa, to u Los Angeles pierwsza jest brudna i biedna, a druga bogata i wypolerowana dolarami.

Jak wygląda Los Angeles

Los Angeles to miasto skrajności, które zaraz po Nowym Yorku jest drugą najbardziej zaludnioną Metropolią w USA. Jest tak rozległe, że ulice szerokie nawet na dziesięć pasów nie ratują go przed nieustającymi korkami. Z jednej strony, to magiczny La La Land z willami na malowniczych wzgórzach Beverly Hills i plażami rodem z Baywatch’a, gdzie kalifornijscy chłopcy kręcą tricki w skate park’u, a wyćwiczone mięśnie napinają przystojni Davidowie Hasselhoff’owie.
Z drugiej jednak, w konsumpcjonistycznym świecie Ronalda McDonalda i kredytów dla wszystkich na wszystko, nie trudno jest o nagłe podcięcie skrzydeł, a w konsekwencji trudne lądowanie na kalifornijskim trawniku. Gdzie wysokie ceny mieszkań i życia spotykają brak kultury oszczędzania, zwykła rodzina potrzebuje jedynie miesiąca, aby po utracie pracy głównego jej żywiciela stracić wszystko. Kalifornia zmaga się z potężnym problemem bezdomności, skupiając największą ich liczbę w całych Stanach. Aż 120 tyś. osób nie ma domów, a 66% z nich żyje na ulicy. Chociaż przerażające wskaźniki widać w całym Stanie, to w Los Angeles liczby zrobiły na mnie największe wrażenie.

Każda z tych liczb co minutę mijała mnie na ulicy z tobołkiem na plecach. Bogatsi śpią w porozstawianych na chodnikach namiotach, mają własny metalowy wózek spod sklepu spożywczego. Zdecydowana większość nie ma nic. Wiem, trochę głupio zaczynać od tego relację z Los Angeles. Ale bezdomność jest tam tak przytłaczająca, że muszę wspomnieć o niej już na początku. Kojarzysz pewnie uliczkę Walk Of Fame z tysiącami wmurowanych na chodniku gwiazd, uhonorowujących słynne osobowości świata Show Biznesu? Wieczorami trudno odczytać znaczną część z nich, ponieważ w mieście Aniołów nawet tam nocują ludzie, upadłe anioły.


Hollywood

Wznoszący się nad miastem napis Hollywood jest synonimem amerykańskiego przemysłu filmowego. Początkowo, w latach dwudziestych, litery układały się w słowo Hollywoodland i były reklamą luksusowego osiedla budowanego w okolicy przez amerykańskiego dewelopera. Kiedy w 2010 roku rozważano sprzedaż terenu na którym znajduje się napis, został on odkupiony za kwotę bliską 13 mln dolarów przez osoby mocno kojarzone ze światem Hollywood’u: Hugh Hefnera, Arnolda Schwarzeneggera, Stevena Spielberga i Toma Hanksa.

Kultowe litery stoją na wzgórzu, na którego szczyt prowadzą wąskie uliczki. Wzdłuż dróg rozciąga się osiedle domków jednorodzinnych. Napis widać dobrze już u podnóży wzgórza, jeżeli jednak zobaczysz tłum Azjatów z wielkimi obiektywami wiedz, że jesteś już blisko. Hollywood, to także dzielnica w centrum Los Angeles, z kultową aleją gwiazd: Walk Of Fame. Jak wspomniałam kilka akapitów temu, na codzień pełni ona funkcję miejskiej noclegowni. Jest tam też kilka knajpek z happy hour i kelnerkami w szortach za tyłek. Klimat tych miejsc dobrze oddaje napisany przeze mnie na gorąco wpis na instagramie:

Jak poruszać się po Los Angeles?

LA nie jest uroczym miasteczkiem, które odkryjesz spacerując piechotą, co jakiś czas wychylając nos znad turystycznej mapy. A Ryan Gostling tylko w filmach tańczy na ulicy przy świetle księżyca. To rozległa i brudna metropolia, której mieszkańcy nieustannie narzekają na korki i duże odległości konieczne do pokonania. Ponieważ komunikacja miejska z Metrem na czele nie cieszy się dobrą sławą, warto zainstalować na telefonie aplikacje Ubera oraz Lift’a, amerykańskiej uberowej konkurencji. Pobierzcie obie, ponieważ ich kursy w zależności od ilości dostępnych aut i odległości różnią się cenowo.

Niesamowicie popularny w Kaliforni jest „car sharing”. To specjalna funkcja w Uberze i Lifcie, która umożliwia tańsze przejazdy. Jedno auto zabiera po drodze różnych pasażerów, których ma akurat mniej więcej na trasie do Twojego celu i którzy tak jak Ty, zdecydują się na dzielenie kursu. Minusem takiego przemieszczania się jest jego dłuższy czas, ze względu na przystanki i podwózki, ale opcja ta ucieszy Twój budżet i umożliwi poznanie miejscowych, którzy chętnie podpowiedzą gdzie iść i kogo nie znać. A nawet gdyby mówili niewiele, są tak barwni, że dla samego ich towarzystwa: warto.

Co warto zobaczyć?

Los Angeles było ostatnim punktem na mapie naszej Kalifornijskiej przygody i niektóre jego miejsca trochę nas rozczarowały, za co jednak obwiniam głównie amerykańskie kino i swoją bujną wyobraźnię. W moim subiektywnym odczuciu mając niewiele czasu spokojnie można pominąć dwa miejsca, które polecają przewodniki: hiszpańską dzielnicę oraz dworzec. Oba są dość niebezpieczne i brudne, a więc:

subiektywnie, nie warto:

Dzielnicy hiszpańskiej: to w efekcie kilka meksykańskich straganów, dwie knajpki i niewielka, turkusowa fontanna; brudno i biednie.

Dworca Union Station: dworzec faktycznie ma klimat, stare skórzane kanapy dla oczekujących i drewniany sufit, ale jest po prostu zwyczajnym dworcem z nieprzyzwoitym tłumem osób, które lekko mówiąc nie wzbudzają sympatii. Ty i Twój portfel natomiast ich uwagę wzbudzicie na pewno.

Malibu: chyba, że macie je akurat na trasie do lub z LA, wtedy jak najbardziej. Jako cel sam w sobie nie zrobi wrażenia i potencjalnie unieruchomi Was w korku.

Warto za to zobaczyć:

Napis Hollywood, który jest jednak totalnie kultowym elementem miasta z ciekawą historią.

Rodeo Drive: to modna i piękna ulica z ekskluzywnymi sklepami. Nawet jeśli nie planujesz w najbliższym czasie zakupu najnowszej Chanelki albo innego Louis Vuitton’a, warto zobaczyć tych ludzi, auta i atmosferę.

Walk Of Fame: przez niesamowitą ilość bezdomnych i brud, trochę nas rozczarowało… jednak miejsce jest tak kultowe, że trzeba je zobaczyć i wypatrzeć swoje ulubione nazwiska. Myślę, że warto wybrać się tam przed zmrokiem.

Największe wrażenie zrobiło:

Beverly Hills: jeśli pozwoli czas i środek lokomocji (my przez jeden dzień korzystaliśmy z auta, którym wcześniej objeżdżaliśmy Kalifornię), warto przejechać się uliczkami i zobaczyć jak żyją Ci, którzy spełnili swój amerykański sen. To niesamowicie zielone wzgórza z willami otoczonymi pięknymi ogrodami.

Universal Studios: to genialne miejsce, w którym zobaczysz jak naprawdę powstają filmy w Hollywood i niesamowity park rozrywki w jednym. Niebawem osobny wpis o tym, jak bardzo jest tam dobrze.

Venice beach: na deser cudowne, jedyne takie miejsce na świecie, all american klimat, chodźcie zobaczyć klikając w obrazek niżej:

O mnie
Hello beautiful

Poems, to felietony uczuciowo-satyryczne do czytania przy herbacie i winie. Czułe historie, ładne rzeczy, wolne żarty. Boho klimat, podróże i fotografia. #Goodvibesonly dla inteligentnie wrażliwych.

A ja jestem Ola. Rozkochana w fotografii, podróżach, emocjach i słowach. I tym, jak miękkie w dotyku są psie uszy. Herbatę piję w nieprzyzwoitych ilościach. Prawniczą togę zamieniłam na wygodne trampki, a grube kodeksy na ciężką lustrzankę, którą zabrałam ze sobą w podróż dookoła świata. Chodź czytać, bo wystygnie herbata!

Chcesz nauczyć się tworzyć inspirujący content na Instagramie?
Pobierz darmowy rozdział videobooka SoulStories!

Kliknij, by pobrać darmowy rozdział SoulStories, który pomoże Ci nagrywać jakościowe video telefonem, tworzyć magiczne InstaStories i zdradzi sekrety storytellingu! Poznaj wyjątkowy format multimedialnej książki!

pobierz mini videbook

say hello on

@poems.wonderland
Zapisz się na Uczuciowo-Satyryczny Newsletter!

Chcesz dostawać ode mnie listy? Zapisz się do poemsowego newslettera!

[contact-form-7 id="20" title="Newsletter" html_class="cf7_custom_style_2"]