20 Cze Spontaniczny felieton na dziesiątą rocznicę kochania
AA więc dziś mijają dwa lata, odkąd przed całym kościołem zakładników w sukienkach i garniturach obiecaliśmy sobie, że będziemy kochać się całe życie. I jednocześnie dziesięć, odkąd On niezmiennie śmieje się z moich żartów i równie niezmiennie nie może znaleźć nic w lodówce.
Dziesięć lat temu. Ten moment, kiedy oficjalnie poczułam trzeszczenie skrzydeł motyli w moim brzuchu. Dziewięć, odkąd pierwszy raz upiekłam mu ciasto i to nic, że zakalec. Osiem, od momentu, gdy przez chwilę pierwszy raz bałam się o nas. Siedem, od kiedy w końcu zaczęliśmy mieszkać w tym samym mieście i mogłam przestać narzekać, że pociąg zawsze się spóźnia. I nauczyłam się piec ciasta. Sześć, od kiedy co niedzielę czcimy minutą ciszy rozkrajanie jajka w koszulce z nadzieją, że tym razem wypłynie.
Pięć od czasu, gdy na Placu Zbawiciela stanęła tęcza i pierwszy raz pomyślałam, że Warszawa jest piękna. I pięć od roku, gdy On w Toskanii założył mi na palec pierścionek zaręczynowy. A więc jednocześnie pięć, od kiedy zrozumiałam, że już nigdy nie muszę nauczyć się czytać tej cholernej mapy. I, że aż do ślubu koniec z Carbonarą. Cztery, od kiedy wyprowadziliśmy się na chwilę do innego kraju. Trzy, to ten moment liczenia wspólnych podróży już w tysiącach kilometrów i braku miejsca na pieczątki w paszportach. To pierwsze podróże bez biletu i planu. Dwa, odkąd On został moim mężem. I dwa od kiedy chwilę później z Placu Zbawiciela zniknęła tęcza.
Jeden rok od czasu, kiedy pojawił się w naszym życiu pies Lucjan i odkryliśmy inny wymiar miłości. I to, jak cudowne w dotyku są psie uszy. I to, że strach o niego może mieć wielkie oczy. I to, że wspólne wieczory, to nasze cztery nogi, jego cztery łapy i nasze dwie trzymające się ręce.
I w końcu zero lat temu, we wtorek, teraz, siedzę na tarasie. Popijam herbatę. On pracuje za ścianą, coś analizuje, coś przelicza, kiedy ja tu to wszystko wyliczam. I uśmiecham się pod nosem, bo za chwilę zza ściany mnie pyta „kochanie, chcesz dolewkę herbaty”? Bo wie, że wypijam całe litry, kiedy piszę. A ja wiem, że zaraz przyjdzie tu z kubkiem świeżo zaparzonej jeśli udam, że nie słyszę.
Masz ochotę na podobne teksty?
– Polecam ten, o księżniczce z korpowieży: tutaj
– Albo ten, o numerze seryjnym człowieka: tutaj